Dojeżdżamy sobie do Ustronia dwópasmówką z Katowic, skręcamy na światłach w lewo na centrum i po przejechaniu kilkuset metrów po naszej prawej stronie pojawia się budynek, w którym Maria Pinkas i Francesco Balice prowadzą restaurację - pizzerię z dwudziestoletnią tradycją.
Początkowo lokal mieścił się w centrum Ustronia w garażu, ale klientom tak tam wszystko smakowało, że trzeba było go rozbudować, później przenieść w nowe, większe miejsce, a później i tak jeszcze raz rozbudować. Nazwa Melissa pochodzi od imienia córki właścicieli, ale ludzie i tak nazywali to zawsze "u Włocha" więc ta nazwa została drugą nazwą oficjalną.
Wnętrze dzieli się na dwie części, pierwsza jest bardziej przytulna, druga bardziej wystawna. Naprzeciwko drzwi wejściowych znajduje się niewielka ambona, w której zawsze siedzi właściciel i dogląda personelu oraz wita i żegna gości. Byłem to wiele razy, jadłem różne rzeczy i raczej wszystko mi smakowało. Dzisiaj byłem głodny jak wilk więc chciałem najpierw coś na szybko na ząb, a jako danie główne postanowiłem sobie zamówić coś typowo włoskiego. Na początek weszły więc bułeczki.
Nie ma co pisać o bułeczkach, one wszędzie są takie same, dobre są i tyle, ja przynajmniej lubię. Przejdźmy może więc do dania głównego, jak już wspomniałem miało to być coś co jest kwintesencją włoskiej kuchni. No właśnie miało, ale ostatecznie zamówiłem kotleta z frytkami.
Jak się później okazało nie był to zły wybór, mięso było pyszne, frytki też, wszystko ładnie podane więc poza podniebieniem cieszyło też oko. Po tych bułeczkach jednak taka porcja była dla mnie trochę zbyt duża i frytek nie dojadłem do końca.
Po udanym posiłku przyszedł czas na najprzyjemniejszą część wizyty, płacenie. Co prawda zjadłem tego trochę, wypiłem dwa napoje, ale pięć dyszek za obiad jednak trochę boli. No ale czasami trzeba się szarpnąć i zjeść coś dobrego za odrobinę więcej niż zwykle.
Przykro mi, że tego dnia nie pracowała pani Kasia i pani Natalia bo zawsze byłem pod wysokim wrażeniem ich elegancji, stylu i profesjonalnego podejścia do gości. Tak czy inaczej kelnerka, która obsługiwała moje zamówienie również reprezentowała najlepszą szkołę. Wychodziłem z uśmiechem na twarzy, na koniec zrobiłem jeszcze zdjęcie mikołaja, który wygląda jak Ragazzo z piosenki Jacka Zwoźniaka.
No i oczywiście nie może zabraknąć mojej słynnej oceny liczbowej, z którą zazwyczaj nikt się nie zgadza, a ja nie lubię jej pisać:
wnętrze: 9/10
obsługa: 9/10 (gdyby była pani Kasia albo pani Natalia to dałbym 10)
jedzenie: 10/10
stosunek jedzenia do ceny: 8/10 (no mogłoby być trochę taniej)
Całkowita ocena: 9/10
:) :) Odpowiadam po ponad siedmiu latach. Dobre i to. Rachunek, jak na 2013 rok i jedną osobę spory, ale.... te kotlety to były sznycle cielęce, a nie schabowy wieprzowy. Luksus musi kosztować ;) :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Francesco nie ma już wśród nas. :(